Skip Navigation
 

STRAŻACY WIELOFUNKCYJNI

6 czerwca 2014 r. do kraju wrócili polscy strażacy. Dwa tygodnie wcześniej wyjechali na Bałkany pomagać powodzianom w walce ze skutkami żywiołu.

„Po przekroczeniu granicy Chorwacko-Bośniackiej rzucały się w oczy zniszczone, spalone domy, pozostałe po wojnie. Woda w rzece utrzymywała się jeszcze na bardzo wysokim poziomie. Tereny przybrzeżne były zalane. Domy, które znajdowały się w pobliżu koryta rzeki, były poprzewracane, jak pudełka zapałek. Droga, po której poruszaliśmy się, co jakiś czas była częściowo tarasowana przez osuwiska ziemi” – mówi ogniomistrz Adam Rodzeń z Komendy Miejskiej PSP w Przemyślu. Właśnie wrócił z Bośni i Hercegowiny, gdzie wspólnie z 36 polskimi strażakami, usuwał skutki powodzi.
Podkarpacki moduł HCP (High Capacity Pomping Module) liczył 37 strażaków: 26 z Podkarpacia, 7 ze Śląska, 2 z Małopolski i 2 z Komendy Głównej PSP w Warszawie. Wśród nich byli także strażacy z Przemyśla - ogniomistrz Dariusz Kohut i starszy sekcyjny Tomasz Serafin.
Do zniszczonego przez wielką falę kilkutysięcznego miasteczka Samac w Republice Serbskiej na terenie Bośni i Hercegowiny dotarli 22 maja tego roku. „Po przybyciu kolumny do tego miasta zatrzymaliśmy się na dworcu autobusowym, na którym znajdowała się ok. 10 cm warstwa błota naniesionego przez powódź. Dowódcy natychmiast udali się na rozpoznanie sytuacji i ocenę miejsc, w których w pierwszej kolejności należało ustawić pompy o dużej wydajności. Już po dwóch godzinach od przybycia na miejsce, pompy z Przemyśla, Jarosławia, Mielca, Rybnika zaczęły pracować. Pozostałe jednostki zajęły się uprzątnięciem placu i rozbiciem obozu” – wspomina Adam. Po chwili dodaje: „W pierwszych dniach pompowania, miasto było zupełnie opustoszałe. Część ulic była całkowicie zalana. Na pozostałych znajdowała się duża ilość naniesionego błota i śmieci. Większość zabudowy tego miasta, to domy jednorodzinne, a więc każda rodzina została dotknięta skutkami powodzi. Dopiero po kilku dniach pompowania, mieszkańcy zaczęli wracać do swoich domów, do których można było już wejść. Z zalanych domów wyrzucano cały dobytek, który wywożono na wysypisko. W niektórych budynkach woda utrzymywała się jeszcze do wysokości ok.1 m. Widząc ogrom strat, jakie ponieśli ci ludzie, pomagaliśmy im. M.in. zmywaliśmy błoto z posesji znajdujących się w sąsiedztwie pompy. W takich sytuacjach człowiek uświadamia sobie, ile zawdzięcza losowi”.
„Po przyjeździe do miasta zastałem ogromne zniszczenia. Powódź doprowadziła do ludzkiej tragedii. Miasto było opustoszałe, jakby nikt w nim nie żył. Prawie nigdzie nie było widać ludzi, tylko ogromne ilości wody, która zalała całe miasteczko. Dopiero po kilku dniach naszej pracy mieszkańcy zaczęli powoli pojawiać się na ulicach. Ludzie i zwierzęta byli wycieńczeni. Spod brudnej wody widać było tylko dachy niektórych domów, samochodów. Zalany był całkowicie cmentarz. Mieszkańcy zostali pozbawieni swoich domów i całego dobytku, na które przez lata ciężko pracowali” – opowiada Darek. „Wraz z kolegami likwidowaliśmy duże rozlewiska za pomocą pomp o dużej wydajności. Mniejszymi pompami usuwaliśmy wodę z gospodarstw domowych. W czasie, kiedy ciężki sprzęt wypompował większe ilości wody, spłukiwaliśmy pod ciśnieniem błoto, szlam z mieszkań, piwnic. Wielokrotnie wynosiłem z mieszkań sprzęt domowy, który uległ zniszczeniu przez wodę. Pomimo wysokiej temperatury, pomagałem ludziom, jak tylko potrafiłem, ile mi sił starczyło. Woda była wszędzie. Serce się krajało, jak widziałem, co ludzi dotknęło. Myśli były naprawdę różne. Swoją pracę wykonywałem tak, jakby to mnie i moją rodzinę dotknęło” – wyznaje Darek.
„Gdy dojechaliśmy na miejsce zastaliśmy ogrom zniszczeń. Miasto w 90 % znajdowało się w wodzie. Mieszkańców nie było. Woda całkowicie zniszczyła niektóre domy, wypłukała drogi i nasypy kolejowe” – dzieli się spostrzeżeniami Tomasz. „Głównym zadaniem było jak najszybsze wypompowanie wody przy użyciu pomp dużej wydajności z terenów położonych najniżej. Gdy nasza praca zaczynała przynosić efekty, odsłaniając ulice miasta, które znajdowały się najwyżej, w mieście zaczynali pojawiać się mieszkańcy” - uzupełnia. „Widząc zniszczony przez wodę dobytek ich życia myśleliśmy o tragedii jaka ich dotknęła i o tym, że dzięki naszej pomocy mogą jak najszybciej zacząć likwidować straty” – zaznacza Tomasz.
Zapytany o reakcje z jakimi spotkali się ze strony mieszkańców, Adam mówi: „Ze strony mieszkańców odczuwaliśmy ogromną wdzięczność i życzliwość. Mimo braku bieżącej wody w ich domach, częstowano nas kawą, herbatą. Każdy przechodzień uśmiechał się do nas i pozdrawiał. Tamtejsza straż pożarna ma bardzo duże braki w wyposażeniu i nie była w stanie pomóc tym ludziom. Miasto mogło liczyć tylko na naszą pomoc. W pamięci utkwiło mi pewne wydarzenie. Po około dwóch dniach wypompowywania wody z zalanego osiedla właściciel jednego z domów, widząc suchą ulicę, skrzyżował ręce na piersi i zrobił głęboki ukłon w naszym kierunku. Bardzo wzruszający był również moment naszego wyjazdu. Kolumna pojazdów alarmowo przejechała w pobliżu miejsc, w których pracowaliśmy. Mieszkańcy wychodzili na ulicę i ze łzami w oczach żegnali nas machając rękami i kłaniając się”. Następnie, ze wzruszeniem dodaje: „ W ciągu całej mojej służby nie spotkałem się z tak ogromną wdzięcznością i życzliwością ludzką. W takich chwilach strażak jest dumny, że wykonując swoją pracę, może służyć drugiemu człowiekowi, oddalonemu nawet o setki kilometrów”. Z kolei Darek stwierdza: „Reakcje ludzi, którym pomagałem w tej ogromnej tragedii były bardzo pozytywne. Przyjmowali naszą pomoc z ogromną wdzięcznością. Nie było lamentu, narzekania. Mieszkańcy byli otwarci, życzliwi. Nie spotkałem się w życiu z taką ogromną ludzką wdzięcznością, w czasie całej swojej pracy strażaka. Kiedy odjeżdżaliśmy, mimo wielkiego zmęczenia, łezka się zakręciła w oku. W końcu mogłem się spełnić jako strażak i pomóc ludziom w tej ogromnej tragedii”. Po czym Tomasz dodaje: „Mieszkańcy byli bardzo wdzięczni i zadowoleni z pomocy, którą im nieśliśmy. Byliśmy jedyną służbą, która im pomagała w usuwaniu zniszczeń. Podczas odjazdu całego modułu z miasta, mieszkańcy ze łzami w oczach dziękowali nam za pomoc”.
Po powrocie do kraju, w Komendzie Miejskiej PSP w Krośnie, strażaków powitał Podkarpacki Komendant Wojewódzki PSP nadbrygadier Bogdan Kuliga. W serdecznych słowach wyraził im wdzięczność za ciężką pracę oraz wzorowe reprezentowanie polskich strażaków za granicą.
Również Komendant Miejski PSP w Przemyślu st. bryg. Tadeusz Kudyba skierował do wymienionych przemyskich ratowników słowa uznania.

Tekst Zdzisław Wójcik, zdjęcia Adam Rodzeń, Dariusz Kohut, Tomasz Serafin
  
 
 
« powrót|drukuj