Skip Navigation
 

SZEDŁ, BY RATOWAĆ ŻYCIE

16 lutego 2010 r. około godziny 14.30 do przemyskiej Straży Pożarnej ktoś zadzwonił, by dać znać, że na Sanie dryfuje na krze wędkarz. Strażacy natychmiast ruszyli na miejsce. Rzeczywiście na kawałku lodu znajdował się człowiek. Lód, który oderwał się od brzegu, porwał wędkarza.
Asekurowany przez kolegów będących na brzegu, st. kpt. Daniel Dryniak zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej PSP w Przemyślu, z narażeniem własnego życia rzucił się na ratunek dryfującemu na krze wędkarzowi. W czasie ewakuacji starszego mężczyzny Daniel został uderzony przez krę na Sanie. Trafił na stół operacyjny zaraz po przewiezieniu do szpitala. Stracił dużo krwi. Przeszedł dwie operacje.
26 marca 2010 r. Minister SWiA Jerzy Miller podczas uroczystego apelu na placu wewnętrznym Komendy Miejskiej PSP w Przemyślu osobiście wręczył nominację na wyższy stopień służbowy oraz podziękował Danielowi i jego kolegom za udaną akcję.
Przeczucie
16 lutego wykonując normalne czynności podczas służby usłyszał przez lokalny radiowęzeł zgłoszenie, że na wysokości osiedla „Kmiecie” płynie wędkarz na krze. „Pomyślałem sobie, że bez trudu zeskoczy do wody, której głębokość w tym miejscu wynosi około metra. Widziałem, jak wyjechał zastęp strażaków specjalnym samochodem z odpowiednim wyposażeniem” - opowiada. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Przechodząc przez garaż wrzucił do samochodu operacyjnego skafander suchy i szelki asekuracyjne. Jadąc na miejsce zdarzenia wiedział, co się tam działo z korespondencji prowadzonej pomiędzy kierującym akcją ratowniczą, a stanowiskiem kierowania.
Prośba o asekurację
Będąc w okolicy mostu kolejowego Daniel zaczął ubierać się w skafander. „Poprosiłem przechodzącego mężczyznę o zasunięcie mi skafandra suchego, w którym zamek jest na plecach” - mówi. Po ubraniu szelek asekuracyjnych zobaczył płynącego na krze mężczyznę oraz biegnących wzdłuż brzegu kolegów ratowników. Po przymocowaniu do szelek linki ratowniczej, Daniel zabezpieczany przez kolegów oczekiwał na najbardziej dogodny moment do podjęcia działań ratowniczych. Mając rozpoznany ten odcinek Sanu doskonale wiedział, jak bardzo niespokojna i niebezpieczna jest tam woda. „Jurek, asekurujcie mnie” – krzyknął do dowódcy sekcji st. asp. Jerzego Pisarskiego. Daniel był właściwą osobą, we właściwym miejscu i czasie. Nie tylko nie zabrakło mu odwagi, ale jako jeden z nielicznych miał odpowiednie doświadczenie. Cztery dni wcześniej wrócił ze szkolenia z nurkowania podlodowego. Ponadto ukończył szkolenie z zakresu ratownictwa na rzekach górskich, wodach szybkopłynących i powodziowych.
Patrząc śmierci w oczy
„Próbowałem biec do tego człowieka skacząc z kry na krę. Udało mi się do niego dotrzeć” – wyznaje Daniel głosem, który zdradza, że przeżywa to po raz kolejny. Na filmie wydaje się, że jest dużo bliżej. Natomiast było to około 10 metrów od brzegu. „Stojąc na krze, linka z rzutki ratowniczej, która ma około 25 metrów, prawie nie miała luzu” – dzieli się przeżyciami. „Zauważyłem, że ten mężczyzna jest w totalnym szoku. Nie martwił się o życie, tylko o sprzęt, który miał ze sobą. Wiedziałem, że może on przeszkadzać w ewakuacji. Chciałem rzucić go na brzeg, jednak odległość była zbyt duża” – kontynuuje. Osoby na krze miały nadzieję, że może ratownikom uda się ich przyciągnąć do brzegu, Niestety, ciężar kry, której grubość wynosiła około 35 cm oraz silny nurt nie pozwoliły na to. Ich niemalże nadludzki wysiłek spełzł na niczym. Bezpowrotnie minęło kilkanaście sekund. Ewentualna ewakuacja po złączonych krach, też niestety, ze względu na nagłe zmiany stanu tego lodowego podłoża, nie wchodziła w rachubę. „Wpływając pod most kolejowy obejrzałem się za siebie. Kry zaczęły się nawarstwiać. Spojrzałem przed siebie. Wartki nurt, który jeszcze nabierał prędkości w zwężonym „gardle” Sanu powodował, że kolejne kry wpływając pod powierzchnię wody lub jedne na drugie w wielkim hukiem łamały się i zaczynały tworzyć zator. Ten widok budził grozę. „Lodowa” śmierć zajrzała im w oczy. „W ostatniej chwili zeskoczyłem z ratowanym wędkarzem do wody. Mocno trzymając go przy sobie, byliśmy ciągnięci na lince ratowniczej do brzegu przez moich kolegów. To uratowało nam życie” – stwierdza Daniel. Chwilę później kra rozpadła się na kawałki.
Odgłos łamanych kości
Gdy koledzy ciągnęli ich do brzegu, co widać na filmie w 56 sekundzie, płynąca kra uderzyła Daniela w prawy bok, dociskając go do kolejnej. „Oprócz silnego bólu, który poczułem, usłyszałem odgłos łamanych kości. Miałem wrażenie, że niewiele zostało z mojej klatki piersiowej” – opowiada. Koledzy wyciągnęli ich na brzeg, gdzie Daniel puścił wędkarza i prawą, niemal bezwładną ręką wskazał kolegom prawy bok, krzycząc, że go bardzo boli. „Pamiętam jeszcze, jak zostałem przetransportowany do karetki, gdzie straciłem przytomność. Odzyskałem ją podczas badań w szpitalu. Po nich znów straciłem kontakt z rzeczywistością” – stwierdza.
 
Strony: 1 2 3 Następna »
 
 
 
« powrót|drukuj